"It is the end of all hope,
To lose the child, the faith,
To end all the innocence,
To be someone like me.
This is the birth of all hope,
To have what I once had..."
Nightwish "End Of All Hope"
Nie wiem, co mogę napisać, znowu nie mam humoru, nic mi się nie chce. Z nudów i poczucia beznadziejności zaczęłam pamięcią wracać wstecz, przypominam sobie wszystko to, co chcę pamiętać, pomimo bólu. Chcę te wspomnienia mieć w sobie już na zawsze... Nie wiem dlaczego są one dla mnie aż tak ważne, niemal jak świętość, ale znaczą dla mnie wiele. Nie chcę ich stracić... A poza tym całe to moje złe samopoczucie, wyczerpanie i pustka w środku spowodowana jest tym, że mam depresję. Niedawno się dowiedziałam. Żeby nie zwariować, ciągle coś wspominam, myślę o czymś, zaczynam mieć marzenia tak nierealne i myśli tak dziwne, że aż mnie to przeraża. W zasadzie nie są to marzenia, bo ich już nie posiadam...Ale mam nadzieję,że kiedyś wrócą. Bardzo bym tego chciała. Nie chcę już tak żyć, to jest dla mnie za ciężkie, nie jestem w stanie tego znosić dłużej. Zapomniałam o tym, co było dla mnie najgorszą męką, a raczej nie zapomniałam, tylko ukryłam głęboko w sobie, ale co z tego, skoro to i tak niczego nie zmienia?? Chciałabym po śmierci móc wrócić do wybranych chwil swojego życia tyle razy, ile bym tylko chciała. Mogłabym wszystkim cieszyć się jeszcze raz. Nie wiem kiedy mi to minie, trwa już od...września. Ale nic z tym nie mogę zrobić, chociaż bardzo chcę. Nawet szkoła już mnie niewiele obchodzi...Olewam sobie wszystko z góry na dół, ale nie dlatego, że mnie to nie obchodzi; ja po prostu nie mam siły, nie jestem w stanie się na niczym skoncentrować, nie mam żadnej motywacji, żadnego celu, a nawet gdybym miała, to nie wiem, czy coś by to dało. Boże, już nie wiem, co może mi pomóc...Zaczynam się bać...że będzie coraz gorzej, że zwariuję, że już nigdy nie będzie lepiej...Zaczynam się też zastanawiać, po co mi to wszystko. Ja naprawdę nie mam już żadnego rozsądnego powodu, aby żyć. Rodzina? Przecież i tak mają ze mną problemy. Znajomi? Wydaje mi się, że to dla nich żadna strata. Może myślę jak egoistka, ale w tym momencie zaczynam mieć poczucie takiej bezsilności, że jestem w stanie zdecydować się na wszystko. I to mnie najbardziej przeraża. Boję się sama siebie, naprawdę. Obudziła się we mnie odwaga do zrobienia czegoś, co byłoby końcem wszystkiego. Wiem, że to głupie... Ale co, jeśli już nie istnieje żadna nadzieja, a życie staje się psychicznym piekłem??????