Archiwum 14 lutego 2005


lut 14 2005 Heartless protected by guardians of darkness......
Komentarze: 0

"And I wonder if you know,
How it really feels
To be left outside alone,
When it's cold out here.
Well,maybe,you should know,
Just how it feels
To be left outside alone."
                  Anastacia "Left Outside Alone"

 Znów załapałam strasznego doła.Przypomniało mi się wszystko; czytając dawne notki z archiwum widziałam siebie: szaloną,nienormalną,figlarną...W tamtym okresie byłam taka szczęśliwa, zaznałam radości,miłośći i szczęścia, a potem zostało mi to tak brutalnie odebrane,bez żadnego ostrzeżenia.Zostałam sama.Później już było tylko gorzej; zwodzenie,płacz,rozpacz.Żyłam w jakimś transie,nic do mnie nie docierało, to był koszmar. Pamiętam tylko mnóstwo bólu i cierpienia,które musiałam znosić w milczeniu,ukrywać w sobie i udawać,że jest w porządku,a najgorsze było to,że musiałam udawać przed samą sobą.Czasem wydawało mi się,że zwariowałam.Ale nie mogłam przestać,nie chciałam; chciałam tego bólu,żeby udowodnić sobie swoje uczucia i to,że jeszcze jakoś żyję,żeby nie stracić iluzji i marzeń; byłam w stanie poświęcić wszystko,żeby chronić te wartości.Mogłam cierpieć w zamian za namiastkę tego,co było kiedyś,mogłam płakać i umierać wewnątrz siebie dla paru ulotnych chwil.Ale nie chciałam tego tracić.To był tragiczny okres.Byłam tak otępiała,że już wszystko robiłam automatycznie,chyba traciłam świadomość tego,co robię,miałam postępujące stany depresyjne,momenty euforii,a zaraz po nich totalny spadek w nicość...Aż w końcu nie wytrzymałam,postanowiłam zrezygnować z tego wszystkiego.Nie chciałam,bo bałam się tego,co może nastąpić,ale nie miałam wyjścia,mogłam wybierać,ale był to tylko wybór "mniejszego zła".Już chyba byłam kompletnie zobojętniała na wszystko,nie chciałam już nic czuć...Pozbyłam się tego,co tak usilnie starałam się zatrzymać w sobie.Psychicznie goniłam resztkami.Stwarzałam sobie swój własny świat doznań i doświadczeń,ale to tylko jeszcze bardziej bolało; marzenia raniły mnie chyba nawet bardziej niż rzeczywistość.Po prostu nie mogłam już tak dłużej.Pół roku szczęścia,a potem ponad pół roku stanu,którego właściwie nie da się opisać słowami...Miałam dość.Czułam się beznadziejnie,więc pozbyłam się tego wszystkiego wiedząc,co otrzymam w zamian,a raczej kim się stanę.I dotarłam do takiego stanu.Absolutnie nie uważam tego za dobry wybór,powiedziałabym nawet,że jest jeszcze gorzej niż było; nie czuję już wprawdzie bólu,nie cierpię,ale....nie czuję już praktycznie nic.Jakieś resztki może tam we mnie są...Ale nie mam już marzeń,nie żyję iluzjami,bo ich nie posiadam,nie mam żadnego celu...Czuję jedynie pustkę,i to tak ogromną,że aż mnie to przeraża.I właśnie tego się bałam,tej pustki,tej bezradności,zagubienia,stanu otępienia...Teraz tylko to mam.Czuję się,jakbym w ogóle nie żyła.Nie ma też takiej rzeczy,której bym chciała,po prostu nie ma.Nad niczym się nie zastanawiam.Zresztą...już od jakiegoś czasu nie chcę się nad niczytm zastanawiać.Już niczego nie chcę.Naprawdę.Od kiedy jestem w takim stanie,nie uroniłam ani jednej łzy,ani razu nie płakałam...Czy ja naprawdę zabiłam w sobie wszystko? Czy naprawdę nie jestem już zdolna do najzwyklejszych uczuć? Boże, przeraża mnie moja własna osoba,to co się ze mną stało...Ale zrobiłam to na własne życzenie,nie mogę mieć do nikogo pretensji...Z tym,że...czy miałam jakieś inne wyjście?? Udawać albo robić coś na siłę? To by było jeszcze gorsze...Nie jestem w stanie niczego określić,czasem czuję tylko strach....Widzę przeszłość,ale nie widzę przyszłości....

karola_g : :